Daleko w dzikiej Afryce, żył sobie mały Słonik Franio, który marzył o dalekich podróżach. Bardzo podobała mu się okolica, którą zamieszkiwał, ale chciał zwiedzać świat a najbardziej marzyła mu się podróż na Antarktydę.
Opowiadał wszystkim, że kiedyś wybierze się w daleką podróż i zobaczy ląd skuty lodem i góry śniegu i pozna pingwiny
i foki. Wszystkie zwierzęta śmiały się z niego a mama tłumaczyła mu:
- My słonie, nie jesteśmy stworzone do życia w zimnie i nie jest najlepszym pomysłem taka podróż do krainy wiecznego śniegu. Poza tym to bardzo daleko a my słonie przecież nie latamy, a tylko lecąc pokonać można taką odległość.
Mały Słonik nie poddawał się jednak i nadal rozmyślał o podróży na Antarktydę.
W tajemnicy przed wszystkimi zaczął budować tratwę z suchych pni i znosić zapasy jedzenia. Za wszelką cenę zapragnął zobaczyć biegun. Nie wiedział jednak, że taka wyprawa jest bardzo niebezpieczna i że na tratwie na Antarktydę nie dopłynie.
Po paru tygodniach ciężkiej i utrzymywanej w tajemnicy pracy udało mu się zbudować tratwę. W nocy podjął decyzję, że wyruszy nazajutrz rano. Skoro świt, kiedy rodzice jeszcze spali, wymknął się z domu i popędził na plażę. Zsunął tratwę na wodę, wskoczył na nią i rozpoczął swoją wielką podróż. Rozpostarł swoje wielkie uszy jak żagle i płynął kołysząc się na falach. Po paru godzinach żeglugi zrobił się senny, ułożył się na pniach
i zasnął kołysany przez ocean. Niestety drzemka nie trwała długo. Zbudziły go fale zalewające tratwę. Rozpoczął się sztorm. Franio był przerażony. Wiedział, że tratwa może nie wytrzymać. Nagle tuż przed nim, jakby z fal, wyłonił się ogromny statek. Na szczęście marynarze w porę ujrzeli tratwę ze słonikiem i zarzucili wielką sieć żeby go wyłowić. Słonik był uratowany. Marynarze nie mogli się nadziwić co słoniątko robi na pełnym oceanie. Urządzili mu miękkie posłanie na dolnym pokładzie i przynieśli jedzenie
i wodę do picia. Franio zjadł i od razu zasnął. Kiedy się zbudził usłyszał głos Kapitana:
- Trudno, nie możemy zawrócić – mówił Kapitan. Słonik popłynie z nami a w drodze powrotnej odwieziemy go do Afryki.
Ciekawe gdzie popłyniemy – zastanawiał się Franio, ale tego Kapitan nie powiedział.
- Szkoda, że moja wyprawa się nie powiodła, ale może przynajmniej zobaczę jakiś inny ciekawy kraj – marzył zasypiając. Podróż trwała wiele dni. Słonik wyglądał od czasu do czasu przez małe okienko, ale ciągle widać było tylko wodę. Któregoś dnia przez okienko ujrzał stado wielorybów i chciał je zapytać co to za okolica, ale wieloryby go nie słyszały.
Wreszcie po wielu dniach Franio poczuł, ze statek się zatrzymał. Słyszał jak marynarze wyładowują jakieś skrzynie. Jeden z marynarzy zostawił uchylone drzwi na górny pokład
i Franio postanowił wyjść i zobaczyć gdzie się zatrzymali. Pierwsze co poczuł to było zimno, zdziwiło go to nieco a w ślad za tym oślepiła go biel śniegu, którym pokryta była cała okolica.
- To niemożliwe – powiedział do siebie Franio. Ja chyba śnię…
Zszedł na ląd i z wielkiej radości zaczął turlać się w śniegu, podskakiwać i trąbić. Marynarze zgromadzili się na pokładzie i jeden z nich rzekł:
- Jak żyję nie widziałem takiego słonia. Cieszy się z zimna i śniegu. Brrr.
Tymczasem Franio oddalił się nieco od statku, ale zdążył jeszcze usłyszeć głos Kapitana:
- Hej Słoniku – Podróżniku, pamiętaj, że za trzy dni odpływamy, ale póki co baw się dobrze! I uważaj na siebie!
Pierwsze co postanowił zrobić Franio to dowiedzieć się gdzie właściwie dotarł. Zapytał o to pierwszego napotkanego pingwina.
- Przepraszam Pana. Czy mógłby mi Pan powiedzieć gdzie my się obecnie znajdujemy?
Pingwin wielce się zdumiał widząc słonia po środku lodowej krainy i wycedził przez zaciśnięty ze zdziwienia dziób:
- Oczywiście jesteśmy na Antarktydzie. A Ty o ile mnie wzrok nie myli jesteś słoniem?
- Tak proszę Pana – odpowiedział grzecznie Franio.
- A jak się tu znalazłeś? Chyba nie powiesz mi, że słonie potrafią latać?
- Nie – zaśmiał się Franio. Płynąłem najpierw tratwą, ale potem zerwał się sztorm
i wyłowili mnie marynarze i przypłynąłem wraz z nim wielkim statkiem. Za trzy dni odpływamy i statek płynie z powrotem do Afryki.
- A czy twoi rodzice nie martwią się, że wyruszyłeś w tak długą i niebezpieczną podróż? – zapytał Pingwin.
- Pewnie trochę tak. Zwłaszcza mama, ale zostawiłem im list, w którym napisałem gdzie się wybieram.
W takim razie co powiesz na to żebym zabrał cię ze sobą do naszej osady? Poznasz wszystkich mieszkańców a oni padną chyba ze zdziwienia widząc słonia – zaproponował Pingwin.
- Byłoby fantastycznie proszę pana – odpowiedział Słonik.
Wyruszyli w drogę. Słonik szedł bardzo wolno żeby Pingwin mógł nadążyć, ale po jakimś czasie zaproponował, ze powiezie go na swoim grzbiecie. Delikatnie ujął Pingwina trąbą
i posadził sobie na karku.
- Tak będzie nam się szybciej podróżowało proszę pana.
Po niespełna godzinie dotarli do osady pingwinów. Słonik był zdumiony gdy zobaczył tysiące pingwinów zgromadzonych w jednym miejscu, ale jeszcze większe było zdumienie pingwinów gdy zobaczyły pingwina jadącego na słoniu.
- Chodźmy, przedstawię Ci moją rodzinę. To moja żona - pani Pingwinowa i moje dzieci – tu wskazał na pięcioro skaczących Pingwinków.
Pingwinki śmiało podbiegły do Frania i zarzuciły go ogromną ilością pytań: Skąd jesteś? Co tu robisz? Do czego służy słoniom trąba? Po co słoniom takie duże uszy? Słonik odpowiadał kolejno na wszystkie pytania aż nagle wszyscy usłyszeli ogromne burczenie dobiegające ze słoniowego brzuszka.
- Och. Nasz gość jest głodny. Chodźcie szybko. Kolacja gotowa. – powiedziała Pani Pingwinowa.
Na kolacje podano surowe ryby. Franio posmutniał.
- Dlaczego nie jesz? Nie smakuje Ci ?– zapytał pan Pingwin.
- Nie proszę pana. Myślę, że są pyszne, ale po prostu my słonie nie jadamy ryb.
- Czym w taki razie się żywicie? – dopytywał jeden z pingwinków.
- Jemy wyłącznie rośliny – odpowiedział Słonik.
- To zapewne będą Ci smakowały lody z dodatkiem mchu – zaproponowała pani Pingwinowa. Po czym nałożyła każdemu wielką porcję zielonych lodów.
Franio po raz pierwszy w życiu jadł lody, ale bardzo mu smakowały. Po kolacji wszyscy poczuli się senni i pani Pingwinowa powiedziała, że już najwyższy czas na spanie. Mały Słonik położył się na podłodze lodowego domku, ale zaczął się trochę trząść z zimna ponieważ temperatura nocą jeszcze się obniżyła. Radę na to znalazły małe Pingwinki.
- Położymy się dookoła ciebie Słoniku i będziemy cię ogrzewać naszymi piórkami – zaproponowały.
Był to świetny pomysł i po chwili wszyscy spali głębokim snem. Kolejne dwa dni upłynęły Franiowi na wesołych zabawach z Pingwinkami. Poznał też miłe i wesołe foki. Trzeciego dnia Słonik oznajmił, że musi wracać na statek. Rodzina Pingwinów odprowadziła go na brzeg i ze smutkiem pomachała na pożegnanie.
- Odwiedź nas jeszcze kiedyś – przekrzykiwały się małe Pingwinki.
Mama Pingwinowa podarowała Słonikowi wielką skrzynię z lodami z dodatkiem mchu.
Kapitan polecił na czas podróży umieścić lody w wielkiej mroźni, która znajdowała się na statku.
Marynarze zgodnie z zapowiedzią odwieźli Słonika do Afryki. Gdy dotarł do domu wszyscy świętowali jego powrót i urządzili wielkie przyjęcie z tej okazji. Wszystkim bardzo smakowały lody mamy Pingwinowej.
Słonik przez wiele dni opowiadał o swoich przygodach a wszyscy nie mogli się nadziwić, że udało mu się zrealizować jego największe marzenie.
A poniżej parę wiadomości dla rodziców na temat - czy dzieci powinny jeść lody? Aktualne przez cały rok:)
Opowiadał wszystkim, że kiedyś wybierze się w daleką podróż i zobaczy ląd skuty lodem i góry śniegu i pozna pingwiny
i foki. Wszystkie zwierzęta śmiały się z niego a mama tłumaczyła mu:
- My słonie, nie jesteśmy stworzone do życia w zimnie i nie jest najlepszym pomysłem taka podróż do krainy wiecznego śniegu. Poza tym to bardzo daleko a my słonie przecież nie latamy, a tylko lecąc pokonać można taką odległość.
Mały Słonik nie poddawał się jednak i nadal rozmyślał o podróży na Antarktydę.
W tajemnicy przed wszystkimi zaczął budować tratwę z suchych pni i znosić zapasy jedzenia. Za wszelką cenę zapragnął zobaczyć biegun. Nie wiedział jednak, że taka wyprawa jest bardzo niebezpieczna i że na tratwie na Antarktydę nie dopłynie.
Po paru tygodniach ciężkiej i utrzymywanej w tajemnicy pracy udało mu się zbudować tratwę. W nocy podjął decyzję, że wyruszy nazajutrz rano. Skoro świt, kiedy rodzice jeszcze spali, wymknął się z domu i popędził na plażę. Zsunął tratwę na wodę, wskoczył na nią i rozpoczął swoją wielką podróż. Rozpostarł swoje wielkie uszy jak żagle i płynął kołysząc się na falach. Po paru godzinach żeglugi zrobił się senny, ułożył się na pniach
i zasnął kołysany przez ocean. Niestety drzemka nie trwała długo. Zbudziły go fale zalewające tratwę. Rozpoczął się sztorm. Franio był przerażony. Wiedział, że tratwa może nie wytrzymać. Nagle tuż przed nim, jakby z fal, wyłonił się ogromny statek. Na szczęście marynarze w porę ujrzeli tratwę ze słonikiem i zarzucili wielką sieć żeby go wyłowić. Słonik był uratowany. Marynarze nie mogli się nadziwić co słoniątko robi na pełnym oceanie. Urządzili mu miękkie posłanie na dolnym pokładzie i przynieśli jedzenie
i wodę do picia. Franio zjadł i od razu zasnął. Kiedy się zbudził usłyszał głos Kapitana:
- Trudno, nie możemy zawrócić – mówił Kapitan. Słonik popłynie z nami a w drodze powrotnej odwieziemy go do Afryki.
Ciekawe gdzie popłyniemy – zastanawiał się Franio, ale tego Kapitan nie powiedział.
- Szkoda, że moja wyprawa się nie powiodła, ale może przynajmniej zobaczę jakiś inny ciekawy kraj – marzył zasypiając. Podróż trwała wiele dni. Słonik wyglądał od czasu do czasu przez małe okienko, ale ciągle widać było tylko wodę. Któregoś dnia przez okienko ujrzał stado wielorybów i chciał je zapytać co to za okolica, ale wieloryby go nie słyszały.
Wreszcie po wielu dniach Franio poczuł, ze statek się zatrzymał. Słyszał jak marynarze wyładowują jakieś skrzynie. Jeden z marynarzy zostawił uchylone drzwi na górny pokład
i Franio postanowił wyjść i zobaczyć gdzie się zatrzymali. Pierwsze co poczuł to było zimno, zdziwiło go to nieco a w ślad za tym oślepiła go biel śniegu, którym pokryta była cała okolica.
- To niemożliwe – powiedział do siebie Franio. Ja chyba śnię…
Zszedł na ląd i z wielkiej radości zaczął turlać się w śniegu, podskakiwać i trąbić. Marynarze zgromadzili się na pokładzie i jeden z nich rzekł:
- Jak żyję nie widziałem takiego słonia. Cieszy się z zimna i śniegu. Brrr.
Tymczasem Franio oddalił się nieco od statku, ale zdążył jeszcze usłyszeć głos Kapitana:
- Hej Słoniku – Podróżniku, pamiętaj, że za trzy dni odpływamy, ale póki co baw się dobrze! I uważaj na siebie!
Pierwsze co postanowił zrobić Franio to dowiedzieć się gdzie właściwie dotarł. Zapytał o to pierwszego napotkanego pingwina.
- Przepraszam Pana. Czy mógłby mi Pan powiedzieć gdzie my się obecnie znajdujemy?
Pingwin wielce się zdumiał widząc słonia po środku lodowej krainy i wycedził przez zaciśnięty ze zdziwienia dziób:
- Oczywiście jesteśmy na Antarktydzie. A Ty o ile mnie wzrok nie myli jesteś słoniem?
- Tak proszę Pana – odpowiedział grzecznie Franio.
- A jak się tu znalazłeś? Chyba nie powiesz mi, że słonie potrafią latać?
- Nie – zaśmiał się Franio. Płynąłem najpierw tratwą, ale potem zerwał się sztorm
i wyłowili mnie marynarze i przypłynąłem wraz z nim wielkim statkiem. Za trzy dni odpływamy i statek płynie z powrotem do Afryki.
- A czy twoi rodzice nie martwią się, że wyruszyłeś w tak długą i niebezpieczną podróż? – zapytał Pingwin.
- Pewnie trochę tak. Zwłaszcza mama, ale zostawiłem im list, w którym napisałem gdzie się wybieram.
W takim razie co powiesz na to żebym zabrał cię ze sobą do naszej osady? Poznasz wszystkich mieszkańców a oni padną chyba ze zdziwienia widząc słonia – zaproponował Pingwin.
- Byłoby fantastycznie proszę pana – odpowiedział Słonik.
Wyruszyli w drogę. Słonik szedł bardzo wolno żeby Pingwin mógł nadążyć, ale po jakimś czasie zaproponował, ze powiezie go na swoim grzbiecie. Delikatnie ujął Pingwina trąbą
i posadził sobie na karku.
- Tak będzie nam się szybciej podróżowało proszę pana.
Po niespełna godzinie dotarli do osady pingwinów. Słonik był zdumiony gdy zobaczył tysiące pingwinów zgromadzonych w jednym miejscu, ale jeszcze większe było zdumienie pingwinów gdy zobaczyły pingwina jadącego na słoniu.
- Chodźmy, przedstawię Ci moją rodzinę. To moja żona - pani Pingwinowa i moje dzieci – tu wskazał na pięcioro skaczących Pingwinków.
Pingwinki śmiało podbiegły do Frania i zarzuciły go ogromną ilością pytań: Skąd jesteś? Co tu robisz? Do czego służy słoniom trąba? Po co słoniom takie duże uszy? Słonik odpowiadał kolejno na wszystkie pytania aż nagle wszyscy usłyszeli ogromne burczenie dobiegające ze słoniowego brzuszka.
- Och. Nasz gość jest głodny. Chodźcie szybko. Kolacja gotowa. – powiedziała Pani Pingwinowa.
Na kolacje podano surowe ryby. Franio posmutniał.
- Dlaczego nie jesz? Nie smakuje Ci ?– zapytał pan Pingwin.
- Nie proszę pana. Myślę, że są pyszne, ale po prostu my słonie nie jadamy ryb.
- Czym w taki razie się żywicie? – dopytywał jeden z pingwinków.
- Jemy wyłącznie rośliny – odpowiedział Słonik.
- To zapewne będą Ci smakowały lody z dodatkiem mchu – zaproponowała pani Pingwinowa. Po czym nałożyła każdemu wielką porcję zielonych lodów.
Franio po raz pierwszy w życiu jadł lody, ale bardzo mu smakowały. Po kolacji wszyscy poczuli się senni i pani Pingwinowa powiedziała, że już najwyższy czas na spanie. Mały Słonik położył się na podłodze lodowego domku, ale zaczął się trochę trząść z zimna ponieważ temperatura nocą jeszcze się obniżyła. Radę na to znalazły małe Pingwinki.
- Położymy się dookoła ciebie Słoniku i będziemy cię ogrzewać naszymi piórkami – zaproponowały.
Był to świetny pomysł i po chwili wszyscy spali głębokim snem. Kolejne dwa dni upłynęły Franiowi na wesołych zabawach z Pingwinkami. Poznał też miłe i wesołe foki. Trzeciego dnia Słonik oznajmił, że musi wracać na statek. Rodzina Pingwinów odprowadziła go na brzeg i ze smutkiem pomachała na pożegnanie.
- Odwiedź nas jeszcze kiedyś – przekrzykiwały się małe Pingwinki.
Mama Pingwinowa podarowała Słonikowi wielką skrzynię z lodami z dodatkiem mchu.
Kapitan polecił na czas podróży umieścić lody w wielkiej mroźni, która znajdowała się na statku.
Marynarze zgodnie z zapowiedzią odwieźli Słonika do Afryki. Gdy dotarł do domu wszyscy świętowali jego powrót i urządzili wielkie przyjęcie z tej okazji. Wszystkim bardzo smakowały lody mamy Pingwinowej.
Słonik przez wiele dni opowiadał o swoich przygodach a wszyscy nie mogli się nadziwić, że udało mu się zrealizować jego największe marzenie.
A poniżej parę wiadomości dla rodziców na temat - czy dzieci powinny jeść lody? Aktualne przez cały rok:)
- tradycyjne lody wykonane z mleka krowiego są w porównaniu z inymi słodyczami stosunkowo zdrowym deserem (są mniej kaloryczne niż batoniki czy ciastka, ale mimo wszystko nie należy się nimi zbyt często objadać), zrezygnowac z nich jednak muszą mali alergicy uczuleni na mleko, ale i oni mogą zajadać się lodami sorbetowymi (najlepiej domowymi bez sztucznych barwników),
- spożycie lodów wzrasta w upalne dni, które są najbardziej niebezpieczne dla małych konsumentów (nagle ochłodzone gardło powoduje skurcz naczyń krwionośnych a w konsekwencji spadek odporności), trzeba zwrócić uwagę na to żeby dziecko jadło lody powoli,
- zakazane jest popijanie lodów gorącymi napojami,
- przy bólu gardła np. anginie lody są doskonałym środkiem znieczulającym i łagodzącym a także świetnym sprzymierzeńcem w walce z paciorkowcami, które nie znoszą zimnych temperatur,
- poleca się je po operacjach usunięcia migdałków (testowaliśmy z Olkiem i naprawdę działa:)), ale nie powinno się ich podawać w przypadkach gdy dziecko ma silną gorączkę,
- nie należy podawać dzieciom lodów sprzedawanych w niewłaściwych warunkach (np. od handlarzy na plaży) a także powtórnie zamrożonych,
- lody mleczne i śmietankowe są bogatym źródłem wapnia, niezbędnego organizmowi dziecka do budowy kości. Zawierają także dużo białka, witamin A, B, C, PP, -lody sorbetowe są pod tym względem mniej wartościowe,
piękna bajka;) czytałam z uśmiechem na ustach.
OdpowiedzUsuńsama pisałam pracę licencjacką na temat bajkoterapii;)
Panno Malwinno - dziękuję za komplement z ust eksperta:)Rozumiem, ze dalsza edukacja też w tym kierunku?:)
OdpowiedzUsuń