10:28

Dziecko idzie po raz pierwszy do przedszkola - Miś Artur

przedszkole

Przedstawiam Wam bajkę o misiu Arturze, którą napisałam z myślą o dzieciach rozpoczynających edukację przedszkolną. Bajkę zilustrowała Ola Rakocińska-Szczęsna (tu profil Oli na FB).
Rozpoczęcie nauki w przedszkolu to stres zarówno dla dziecka jak i jego rodziców. Nie raz widziałam mamy ( i nie tylko mamy) szlochające w pierwszych dniach pod przedszkolem. 
Rozstanie, niepewność, czy dziecko jest już gotowe aby podjąć naukę - to trudne momenty, ale odpowiednie przygotowanie się do tematu z pewnością ułatwi przebrnięcie przez ten okres. 
Dajcie znać jak u Was przebiegały pierwsze dni przedszkola. Może podobnie jak u Artura?

Miś Artur najbardziej na świecie nie lubił kiszonej kapusty, dlatego już od kilku dni powtarzał mamie, że za żadne skarby nie będzie chodził do przedszkola, jeśli będą tam dawać kiszoną kapustę.
Tak naprawdę, to Artur nigdy nie jadł kiszonej kapusty, ale miś Teodor opowiadał o niej w piaskownicy. Ponoć cuchnie jak stare skarpetki.
  - Jeżeli w przedszkolu jest kiszona kapusta, to z pewnością mi się tam nie spodoba – mówił Artur.
Rodzice uśmiechali się i zapewniali Artura, że nawet, jeśli któregoś dnia na przedszkolny obiad podadzą kapustę, to i tak nie zmieni to faktu, że jest tam naprawdę miło i ciekawie.
Miś Artur nie wiedział, co o tym wszystkim tak naprawdę myśleć. „Rodzice pewnie mówią tak, tylko po to, żeby mnie zachęcić…”.
 „Chociaż.... Karol chodzi do przedszkola już drugi rok i mówi, że jest tam bardzo fajnie, że pani jest miła, a jedzenie pyszne, i że przede wszystkim jest dużo zabawek, a czasem nawet jakieś „noncerty”.
 - Mamoo!  - Artur zawołał przeciągle.  - A co to takiego „noncert”?
 - Hmmm -  zdziwiła się mama.  - A skąd znasz to słowo, misiu?
 - Karol mówił, że w przedszkolu są „noncerty” i że są bardzo fajne, i że pewnego razu jeden pan miś przyszedł z taką wielką trąbą, większą niż ma słoń, i że głośno na niej trąbił.
 - Aaaa koncerty! – roześmiała się mama.  - Karol z pewnością myślał o koncertach. Rzeczywiście w przedszkolu są czasem organizowane koncerty muzyczne. Przychodzą prawdziwi muzycy i prezentują małym misiom grę na różnych instrumentach.  Z tego, co mi wiadomo – ciągnęła dalej mama, - to w przedszkolu jest również pianino i pani przedszkolanka gra na nim dzieciom.
 - To ja może jednak pójdę do tego przedszkola – powiedział pod nosem Artur, który bardzo lubił muzykę.  - Może jednak nie trafi mi się ta kiszona kapusta…
Kiedy wieczorem Artur układał się do snu, patrzył z niedowierzaniem na rzeczy, które mama przygotowała na jutro do przedszkola. Do specjalnego czerwonego woreczka, na którym mama wyszyła niebieską nitką jego imię, wspólnie włożyli kapcie i rzeczy na przebranie. 
 - To takie rzeczy na wszelki wypadek – tłumaczyła mama. - Gdybyś się na przykład pobrudził.
 - Wcale nie zamierzam się brudzić mamo! – oburzył się Artur.  - Jestem już przecież dużym misiem.
 - Nic a nic w to nie wątpię – powiedziała mama z uśmiechem i pogłaskała misia po główce.  - Czas tak szybko mija. Sama nie wierzę, że już jutro mój synek rozpocznie naukę w przedszkolu.
Więc to już jutro… nie ma wyjścia” – pomyślał Artur, spoglądając jeszcze raz na worek z rzeczami. Nagle poczuł się bardzo senny, nakrył się kołderką po czubki uszu i zasnął.

Następnego dnia Artur obudził się wcześnie. Wcześniej niż mama i tata. Przynajmniej tak mu się wydawało. Szybko ubrał się w przygotowane przez mamę rzeczy, przeczesał łapkami czuprynę i pognał do kuchni. Rodzice już tam byli. Przygotowani do pójścia do pracy.
Miś zjadł małą miseczkę płatków na mleku i wypił trochę wody. Nie miał ochoty na nic więcej. Czuł, że jeszcze chwila, a ucieknie z kuchni i schowa się w swoim łóżku. Zakopie się pod kołdrą. Rodzice będą go szukać cały dzień i nie będzie musiał pójść do przedszkola.
Tak się jednak nie stało. Po śniadaniu Artur wyszorował ząbki i już po chwili, razem z tatą, żegnali się z mamą.
 - Ojej! – krzyknął nagle.  - Mój worek! Zapomniałem worka!
Po czym pobiegł szybciutko do swojego pokoju. Chwycił worek i spojrzał na pokój.
 - Trzymajcie za mnie kciuki! – szepnął do swoich zabawek. - Będę za wami tęsknił…
Po chwili szedł już z tatą w kierunku przedszkola. Po drodze spotkali misia Karola z jego mamą. Karol szedł bardzo uradowany i twierdził, że cieszy się, że znowu zobaczy przedszkolnych przyjaciół, a przede wszystkim panią, za którą bardzo się stęsknił. Karol niósł w łapkach pudełko z muszelkami. Chciał dziś w przedszkolu opowiedzieć o wakacjach spędzonych nad morzem.
 - Tobie to dobrze – westchnął Artur.  - Wiesz, co i jak, a ja nie wiem nic! Może u mnie w grupie nie będzie wcale fajnych kolegów, a pani będzie koszmarnie niemiła…
 - No, co ty! – Karol klepnął Artura w plecy.  - Całe przedszkole jest super. Wszystko jest w nim fajne! Zresztą sam za chwilę zobaczysz.
Wtedy Artur podniósł głowę i zobaczył przedszkole. Z zewnątrz nie wyglądało wcale tak źle. Miało przyjemny żółty kolor ścian, czerwony dach i doniczki z kwiatkami w oknach. Na szybach ktoś poprzyklejał różne kolorowe kwiatki i motylki. Wyglądało to całkiem przyjemnie.
 - No synku! – powiedział tata.  - Twój pierwszy dzień w przedszkolu. Wchodzimy? – dodał otwierając drzwi.
Nie było wyjścia. Artur kiwnął głową i wszedł z tatą do przedszkola.
Pierwsze, co usłyszał Artur zaraz po wejściu, to jakiś okropny krzyk. Ktoś krzyczał przeraźliwie „Chcę do domu!”.


Miś w czerwonej bluzie, z rysunkiem wielkiej żółtej żaglówki, płakał i tupał nogami. Całkiem miło wyglądająca pani, wzięła go za rękę i powiedziała:
 - A teraz pożegnamy się z mamą i pójdziemy razem do sali, dobrze Michałku?
 Miś Michałek najwyraźniej nie miał na to ochoty, bo płakał dalej, ale pani poprowadziła go przez długi korytarz, coś cały czas do niego mówiąc spokojnym głosem.
 - Nawet miła ta pani – pomyślał Artur.  - Moja pewnie taka nie będzie.
 - Patrz Arturze, to twoja szatnia – odezwał się nagle tata i lekko pociągnął go za rękaw.  - Poszukajmy szafki z twoim imieniem.
  - Zobacz, każde dziecko ma na szafce inny znaczek. Twoja szafka jest tutaj! Spójrz! – tata wskazał szafkę z jakimś napisem i znaczkiem, który przedstawiał nic innego, jak główkę kapusty.
 - No nie! – krzyknął Artur.  - Kapusta? Dlaczego akurat kapusta? Czemu nie marchewka, ziemniak czy inne warzywo!?
On, miś Artur, musiał akurat trafić na kapustę.
 - No trudno… jakoś wytrzymam – burknął pod nosem.  - Dobrze, że nie jest kiszona!
 - Otóż to – roześmiał się tata.  - Zawsze można znaleźć jakąś dobrą stronę każdej rzeczy. A teraz szybciutko zakładaj kapcie i idziemy do twojej grupy.
Arturowi chciało się płakać, kiedy szli długim, przedszkolnym korytarzem. Nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Tata zaraz zostawi go, a on zostanie na pożarcie przedszkola i jakiejś koszmarnej pani.
I wtedy drzwi od sali otworzyła pani, ta sama, która zajęła się płaczącym Michałem.
 - Dzień dobry, powiedziała z uśmiechem pani.  - Kogo mam przyjemność powitać?
 - Jestem Artur – cicho odezwał się miś.
Pani pochyliła się nad nim, dotykając swojego ucha i pokazując, że nie dosłyszała.
 - Jak się nazywasz? – spytała raz jeszcze. Jej głos brzmiał miło i łagodnie.
 - Artur! – teraz już całkiem głośno powtórzył miś.
 - Dzień dobry Arturze. Miło mi cię poznać. Czekaliśmy na ciebie, są już wszyscy twoi koledzy i koleżanki. 
Artur spojrzał w głąb sali i zobaczył inne misie. Bawiły się wesoło. Zobaczył też, że Michał już wcale nie płacze, tylko układa wieżę z klocków. Kolorowych, ładnych klocków.
 - Pożegnaj się z tatą Arturze. Zapraszam cię do sali. Niedługo będzie śniadanie.
Artur uścisnął tatę. Chciał wejść do sali. Wszystko wyglądało bardzo zachęcająco. Jednocześnie nie chciał się z tatą rozstawać i zostawać sam.
 - Do widzenia synku – powiedział tata. -  Miłego dnia! 
I poszedł.
Miś Artur wziął głęboki oddech i po raz pierwszy przekroczył próg przedszkolnej sali. 
Kiedy mama przyszła po pracy po Artura usłyszała:
 - Mamo! Przyszłaś za wcześnie!
Całą drogę powrotną do domu miś opowiadał z przejęciem o tym, co działo się w przedszkolu. Bardzo mu się tam spodobało. Nie mógł się doczekać kolejnego dnia. 




2 komentarze: